piątek, 8 lipca 2016

Gobelins, l'école de l'image


Jak kraść, to miliony, jak uczyć się szlachetnej sztuki animacji, to w paryskim Gobelins – jednej z najlepszych szkół animacji na świecie, jeżeli nie najlepszej (przynajmniej wg rankingu strony Animation Career Review). Dostać się tam to jak położyć łapy na pęku kluczy, które otwierają wszelkie drzwi w animacyjnym biznesie i uruchamiają przy okazji za każdym razem maszynę od konfetti, fanfar i sypania kwiecia pod nogi. Wykładowcami są często osoby o dużych nazwiskach z latami doświadczeń w branży (chociażby w tym roku w szkole letniej zajęcia prowadzi Kyle Balda, który współpracował m.in. przy "Toy Story 2" i "Potwory i Spółka"), absolwenci nie mają już miejsca na kominku na nagrody, szkoła bezustannie się rozwija (ostatnio skupia się na łączeniu 2D z 3D), a studenci są zgarniani przez takich gigantów jak Pixar czy Disney jeszcze przed odebraniem dyplomów. Prestiżu dodaje też wkład szkoły w Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych w Annecy – to właśnie studenci drugiego roku pd wielu lat przygotowują krótką animację na otwarcie wydarzenia.

Fragment animacji przygotowany przez Thibaulta Leclercqa, współautora tegorocznego shorta na Annecy. Gdybyście się zastanawiali, co by to było, gdyby Picasso dał Matisse'owi w mordę, zerknijcie TUTAJ.

"Ech, no dobra i ewentualnie", stwierdza taki Janko Rysownik, animator młody a zdolny i od niechcenia decyduje się składać papióry na te całe Gobeliny - co musi zrobić, żeby zaszczycić szkołę swoją obecnością?
Po pierwsze, ładnie uśmiechnąć się do babci albo wygrzebać zza kanapy jakieś 4 tysiące euro (to i tak najtańsza spośród francuskich szkół związanych z grafiką wołających sobie o opłaty - Penninghen School od designu bierze siedem i pół patyka). Po drugie, odkurzyć zeszyty językowe z gimnazjum - szkoła na swojej stronie zaznacza, że 90% wykładów prowadzonych jest po francusku, więc zagraniczni kandydaci mają obowiązek przedstawić certyfikat językowy lub podejść do testu organizowanego na miejscu. Pozostałe 10% jest po angielsku (głównie wykłady gościnne), tak więc i paryżanin z dziada pradziada musi narobić rodzinie wstydu i udowodnić dobrą znajomość angielskiego. Po trzecie, na dzień dobry kandydat musi być świetnym rysownikiem i to jest jedno z głównych kryteriów. Jak podkreśla Eric Riewer, członek kadry, to jest szkoła ANIMACJI, a nie rysunku - tutaj się uczy, jak sprawić, że widz patrzy na te parę kresek i czuje grawitację, uderzenie, lekkie muśnięcie. No i wreszcie - egzamin wstępny. Na dobry początek kandydat dostaje dwa szkice postaci, jedną bardziej kreskówkową, drugą realistyczną, i zostawia się go z tym na trzy godziny, by przygotował wstępny projekt krótkiej animacji, podczas której postacie wykonają trzy zlecone przez egzaminatorów ruchy. Po tej wstępnej selekcji kandydat ponownie zamykany jest na trzy godziny z zadaniem przygotowania krótkiego, ok. 10 panelowego scenorysu. Potem jest dwugodzinny test z wiedzy o animacji jako-takiej (historia, techniki, ważne nazwiska...), który kończy się zadaniem "dokończ historię". Dzięki tej części szkoła upewnia się, że starający się faktycznie mają wymaganą znajomość francuskiego i nie będą mieli problemów z komunikacją przy projektach grupowych. Potem studenci-wanna-be zamykani są ponownie na trzy godziny w pokoju pełnym słomy, z której mają uprząść złoto. Wreszcie kandydat dociera umęczony do ostatniego etapu, czyli prezentacji portfolio. Egzaminatorzy cenią sobie nie tylko oryginalność, ale przede wszystkim eksperymentowanie i umiejętność pracowania na różnych stylach. Nawet świetne, ale przygotowane na jedno kopyto portfolio dyskwalifikuje biedaka, który zaszedł tak daleko. Doceniana jest za to wszechstronność artysty, który nie interesuje się tylko animacją, ale także zna się nieco na rzeźbie czy fotografii. Po tym wszystkim zostaje ostatnia część, czyli rozmowa. Niemal-na-pewno przyjęci do szkoły oglądają krótki fragment filmu i rozmawiają na jego temat z egzaminatorami, którzy mają okazję bliżej poznać kandydata. Egzamin Gobelins jest uważany za jeden z najtrudniejszych na świecie - co roku o miejsce stara się prawie tysiąc osób, przyjętych zostaje 25.
Wiele osób krytykuje Gobelins za wysokie wymagania - co to za problem być najlepszą szkołą, skoro przyjmuje się tylko takich, co to już świetnie rysują i ogarniają temat? Inni jednak chwalą tę politykę, bo faktycznie daje szansę tym, co mają umiejętności, a nie pieniądze. 

Wejście do szkoły. Hogwart z zewnątrz toto nie jest, ale uwierzcie - tam dzieje się magia. 

To wszystko jednak rzecz artystów - co takie Gobelins obchodzi zwykłego zjadacza popcornu? Ano może obchodzić to, że wrzuca w Internety sporo świetnych krótkometrażówek.
Szkoła właściwie opiera swoją politykę uczenia na krótkich animacjach i być może niej zawdzięcza taki sukces - wytwórnie szukające świeżej krwi są bardzo wdzięczne, że absolwenci tej szkoły potrafią zaprezentować swoje umiejętności w dziełkach nie trwających dłużej niż dwie minuty. My za to możemy za frajer oglądać prace dyplomowe studentów na oficjalnym koncie szkoły na YT. A jest w czym wybierać - są historie zabawne, sentymentalne, smutne, dziwne, urocze, do humoru, do koloru. Większość z nich trwa ok. 3 minuty.
Przy czym trzeba zaznaczyć, że nie za wiele jest historii w tych historiach. W filmikach kładzie się zdecydowany nacisk na formę. Znaczna większość to takie okruchy życia, skupiające się bardziej na emocjach i atmosferze, niż konkretnej puencie, mało tu szczegółów, wiele niedopowiedzeń, rzadko zdarzają się dialogi. Jeżeli sztuka animacji kogoś mało rusza, nie bardzo ma tu co szukać, bo po prostu będzie się nudził albo złościł się na zepchniętą na drugi plan fabułę.
Poniżej wybrałam kilka filmików, które wydały mi się najbardziej interesujące. 


"#Ripaille" (2016) - z francuskiego "hulanka". Warto obejrzeć drugi raz, żeby wyłapać wszystkie postacie nawiązujące do francuskiej sztuki średniowiecza (i mi o nich napisać, bo guzik wiem o francuskiej sztuce średniowiecza).

"Shudō" (2015) - jest smutne i o samurajach. Gdyby kogoś ciekawił tytuł, zapraszam na Wikipedię.


"In Between" (2012) - jeden z najbardziej rozpoznawalnych filmików spod flagi Gobelins, głównie dzięki tumblrowi. 


"Who's Afraid of Mr. Greedy" (2011) - macie ochotę na coś mroczniejszego? Co powiecie na dekapitowanie dzieci w opuszczonym parku rozrywki?


"Oktapodi" (2007) - dramatyczne perypetie zakochanych ośmiornic pewnie wielu z was kojarzy, jako że tytuł był nominowany w 2008 do Oskara w kategorii najlepszy krótkometrażowy film animowany. Ostatecznie wygrał "Dom z małych kostek".


"Edgar" (2014) - warto dla samych projektów postaci. 

"Mortal Breakup Inferno" (2014)


"Trouble on the Green" (2012) - albo turniej minigolfa, albo koniec świata, no muszą być jakieś priorytety.


"Trois petits points" (2010)


"Le Royaume" (2010)


"Duo" (2014)


"Stewpot Rhapsody" (2012)

"Smoke My Christmas" (2010) - NSFW; jak zdążyliście pewnie zauważyć, filmy absolwentów Gobelins są raczej miłe i subtelne. Może dlatego tylu stałych widzów zareagowało tak negatywnie na tę krótkometrażówkę, gdzie alkohol, LSD i gołe baby. Wtedy był to być może najbardziej wyłamujący się z dotychczasowej konwencji tytuł, dopiero cztery lata później powstała animacja totalnie nie kojarząca się z Gobelins, a raczej z "Ren & Stimpy" - "Jean-Luc" (także NSFW).

Naczytali się? Naoglądali? Cieszę się niezmiernie i zachęcam do pogrzebania na podlinkowanym YT - powyższa selekcja jest subiektywna, filmiki króciutkie, może wygrzebiecie coś, co chwyci Was za serce?

Z wyrazami szacunku
Kazik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz