poniedziałek, 18 lipca 2016

"Gdzie jest Dory?" - ciekawostki

Andrew Stanton, zapytany o sekret sukcesu Pixara, odpowiedział: "robimy to dla wnuków, nie dzieci". Faktycznie, nie licząc wpadki w postaci "Aut", Pixar dokłada wszelkich starań, by kontynuacje ich przebojów miały sens, a nie były skokiem na kasę, jak trzeba czekać trzynaście lat, to będziemy czekać trzynaście lat. W moim odczuciu - było warto. Zapraszam serdecznie na garść ciekawostek okołodorowych. 

UWAGA! Niewielkie spoilery.

Ratować, leczyć, wypuszczać do oceanu

Oglądając sceny w oceanarium, niemal czułam zapach wody w akwariach, od razu wróciły do mnie wspomnienia ze wszelkich wycieczek do tego typu miejsc. Ekipa dołożyła wielu starań, by jak najlepiej oddać atmosferę, w czym głównie pomogły im wycieczki do kalifornijskiego Monterey Bay Aquarium, oceanarium leżącym przy samym brzegu oceanu (z którego bezustannie pompowana jest woda do akwariów).

W logo oceanarium znajduje się wielkomorszcz gruszkonośny (taki wielki glon), jako że był to pierwszy ośrodek, któremu udało się wyhodować tę roślinę w akwarium. 

Podobnie jak w filmie, placówka ma charakter przede wszystkim edukacyjny: daje ludowi szansę na zapoznanie się z morskimi cudami (wycieczki szkolne wchodzą za darmo), prowadzi badania (głównie nad rekinami, płaszczkami i meduzami), interesuje się ochroną wybrzeża oraz ekologią (prowadzi m.in. program „Seafood Watch”, który dostarcza przez aplikację konsumentom danych o restauracjach przestrzegających bądź nie zasad dostarczania żarła z oceanu w sposób rozsądny). Ekipa „Gdzie jest Dory?” zaglądała do części przeznaczonych dla pracowników, robiła zdjęcia z rybiej perspektywy, opiekowała się ośmiornicami, obserwowała ruch roślin w akwarium i grę światła w wodzie.


Concept art fikcyjnego Instytutu. Twórcy zaprojektowali całe wnętrze, choć tylko część pomieszczeń pojawia się w filmie. 

Filmowe wydry morskie też są zasługą szukania inspiracji w MBA. Są to jedyne ssaki trzymane w tym oceanarium, ich basen jest jedną z najpopularniejszych punktów, przy którym rozlega się nieustanne "awwww!...", a wydrowe pluszaki najszybciej schodzą z półki w sklepie z pamiątkami. Ci, którzy niestety nie mogą sobie pozwolić na osobisty wypad do Kalifornii, mogą wydry morskie oglądać przez kamerę.

Co ciekawe, początkowo akcja filmu miała mieć miejsce w morskim parku rozrywki. Jednak plan uległ zmianie, gdy twórcy spotkali się z reżyserką dokumentu "Blackfish" opowiadającego o losach orki odpowiedzialnej za śmierć trzech trenerów i warunkach jej przetrzymywania w jednym z parków "SeaWorld". Film wywołał falę protestów, które zmusiły m.in. sieć do zakończenia kontrowersyjnych pokazów orek i władze Kalifornii do wprowadzenia zakazu przetrzymywania tych zwierząt w niewoli w innych celach, niż edukacyjne. Scenarzyści "Gdzie jest Dory?" stwierdzili, że nie marzy im się w przyszłości wylądować na jednej półce z "Pieśnią Południa" i zmienili miejsce akcji oraz zakończenie.


Siedem macek i trzy serca

Hank jest jedną z najjaśniejszych pereł w tym filmie - burkliwy siedmiornic kupuje publiczność nie tylko zgrabnie przeprowadzonym archetypem "gbur o złotym sercu", ale także cieszy oko. Patrzenie, jak się czołga, przeciska, imituje i wtapia w otoczenie to czysta frajda. Animacja jest tak naturalna i lekka, że aż trudno uwierzyć, że była to najtrudniejsza do ożywienia na ekranie postać w historii Pixara.

Concept arty Jasona Deamera.

Ta scena, w której Hank zsuwa się z plakatu, kamufluje na ścianie i włazi do zlewu? Co trwa, ja wiem, z dwadzieścia sekund? Przygotowanie jej zajęło dwa lata. Tyle czasu zeszło na złożeniu do kupy elementów składowych, jako że była to pierwsza, gotowa do włożenia w film scena z udziałem tej postaci - kiedy opracowano podstawy, dalej szło już prościej, ale na każdym polu były wyzwania i problemy: nałożenie tekstury zajmuje przeciętnie 8 tygodni? Cóż, Hank będzie miał nakładaną przez 22 tygodnie. Mieliśmy już postacie ze zdolnością kamuflażu i umiemy to animować? To naumcie się od nowa, bo dla Hanka trzeba to opracować od początku. Nawet taka podstawowa rzecz, jak mimika, sprawiała mnóstwo problemów - usta Hanka są przez większość czasu schowane, więc trzeba było zrobić tak, by emocje wyrażały głównie oczy. A o riggingu u postaci, która nie ma szkieletu i może się przeciskać przez dziury znacznie mniejsze od jej głowy nawet nie zaczynajmy. Tyle czasu przeznaczono na projektowanie i animowanie tej primadonny, że można by osobny film ukręcić.


Wiele rzeczy, które wyczynia Hank w filmie, wydaje się nieprawdopodobnych i mocno naciągniętych na rzecz filmu dla dzieci. Łatwo zapomnieć, że ośmiornice - jak to zazwyczaj obcy przypadkowo rozbici na nieznanej planecie - dysponują wachlarzem zdumiewających możliwości. To, że ośmiornice są strasznie cwane, zapewne wiecie. To, że potrafią się świetnie kamuflować, zapewne też. Udawanie kwiatka z doniczką czy rozplaszczanie się na barierce w filmie wydaje się całkowitą fikcją, a jednak jest to bardzo prawdopodobne. Nurkowie nie raz widzieli, jak ośmiornice rozciągają się na poręczy czy innym pręcie dokładnie tak, jak Hank na zapleczu. Stwór imitujący wazon z rośliną jest raczej nieprawdopodobny, ale spokojnie mógłby zapamiętać, jak taki obiekt wygląda i udać coś o podobnym kształcie. Prowadzenie ciężarówki? Niechętna do metody prób i błędów ośmiornica raczej prawka nie dostanie, ale jest na tyle zręczna i silna, że bez trudu mogłaby operować wszelkimi elementami potrzebnymi do kierowania pojazdem. Włóczenie się poza akwarium? Ośmiornica potrzebuje wody do przetrwania, ale potrafi pałętać się poza nią przez jakieś pół godziny, zależnie od tego, jak wilgotne jest otoczenie. Unikanie upierdliwych ludziów? Te gadziny potrafią zapamiętać rutynę personelu i zachowania pracowników - dzięki temu niejedna była w stanie uciec ze swojego akwarium, czy to na wolność, czy po to, by gwizdnąć kilka rybek z sąsiedniego pomieszczenia (z zasuwaniem za sobą pokrywy, zacieraniem śladów i wszystkim) i wrócić, jak gdyby nigdy nic. Wspomnijmy jeszcze o absurdalnej zdolności do przeciskania się przez znacznie, znacznie mniejsze otwory, wrodzoną ciekawość i mamy uciekinierów doskonałych.

Filmik opublikowany z okazji prima aprilis. Nie uwierzycie, ile osób dało się nabrać i było o to wkurzonych.

Hank wspomina w filmie, że nie lubi być tykany po tym, jak stracił jedną z macek. Interesuje was tragiczna przeszłość tego dziada, która zrobiła z niego takiego nieprzystępnego, samotnego wilka morskiego, który potrzebuje odrobiny przyjaźni i miłości? Otóż przyczyną okaleczenia był... tragiczny błąd w obliczeniach. Ze względu na złożoność postaci osobno animowano tułów, osobno macki - przy próbie połączenia ich okazało się, że osiem się nie mieści... jako że i tak lepiej postać wyglądała z siedmioma (nie mówiąc o tym, ile dodatkowych problemów przy animowaniu odpadło) postanowiono to tak zostawić i napomknąć w filmie o tajemniczym wypadku. Sama niechęć do bycia dotykanym i mrukliwość została oparta na samotniczej naturze ośmiornic i ich odosobnionym trybie życia.

Za czasów Nemo stworzenie Hanka było po prostu technicznie niemożliwe. Dzięki nowym programom animatorzy mogą nie tylko zanimować ośmiornicę jak żywą, ale także udoskonalić światło (zwłaszcza w wodzie) i pozwolić sobie na nieprawdopodobną liczbę szczegółów w morskim tle.


Gdy bajka dla dzieci wykańcza rafę

Zwierzęcy towarzysze są fajni – zwłaszcza, gdy film odpowiednio eksponuje ich coolerskość. Miło po wyjściu z kina myśleć sobie, jaki to byłby szpan mieć taką wierną Hedwigę albo sympatycznego Osła. I na fantazjowaniu powinno się kończyć, ale zdumiewająco wiele osób nie widzi problemu w sprawieniu sobie sowy (która okazuje się niefilmowo mrukliwa i trudna w obsłudze, więc won z domu) czy osła (wymagającego zdecydowanie więcej miejsca i uwagi niż pies, więc prawdopodobnie skończy u weterynarza albo pod płotem). Niestety, sympatyczne filmy ze zwierzątkami potrafią wprowadzić masę zamętu w życie danego gatunku i nabić kieszenie cwaniakującym pseudohodowcom. Nie inaczej było z „Gdzie jest Nemo?”. Z jednej strony fani akwarystyki twierdzą, że to dzięki filmowi mnóstwo osób zainteresowało się ich hobby i życiem rafy, zaobserwowano wyraźny skok wejść na strony i fora poświęcone temu tematowi. Z drugiej strony, sprzedaż błazenków wzrosła o ok. 40% - a że łatwiej takiego błazenka wyłowić niż odchować, zaczęło się przeławianie ryb w ich środowisku naturalnym i stosowanie dziwnych metod, w tym wlewanie cyjanku do wody w celu oszołomienia i łatwiejszego wyłapywania. Bez błazenków nie mogą egzystować ukwiały, bez ukwiałów zaczyna się rozsypywać delikatny system rafy.
Upiorne. Miłośnicy morskiej fauny postanowili, że nie dopuszczą do powtórki z rozrywki. Tym bardziej, że dla Dorych mogłoby się to skończyć bardziej tragicznie niż dla błazenków, jako że pokolec królewski nie rozmnaża się w hodowli – każda rybka w akwarium = rybce wyłowionej ze środowiska naturalnego. Na długo przed premierą filmu rozpoczęto pisanie petycji do Disneya o pomoc w rozpowszechnieniu ostrzeżeń, w obieg poszło hasło „find Dory, not buy her”, opublikowano materiały informacyjne, pojawiła się masa artykułów i video w Internecie na ten temat, Disney podjął współpracę z Association of Zoos and Aquariums, Ellen DeGeneres dołączyła do kampanii promującej ochronę Wielkiej Rafy Koralowej. Jakie efekty? Choć odnotowano wzrost sprzedaży pokolców, zdecydowanie nie była to taka morska wywózka jak w przypadku błazenków i nic nie wskazuje na to, by szał na konkretną rybkę miał się powtórzyć.

Do akcji przyłączyło się też wiele sklepów zoologicznych.


Dzieci i ryby inny głos mają 

W polskiej wersji językowej Krystyna Czubówna jest serdeczną przyjaciółką Dory. Kto jest przyjaciółką Dory w wersji angielskiej? W oryginale instytutowym lektorem jest Sigourney Weaver, która pewnie większości kojarzy się przede wszystkim z "Obcym" - jak się to ma do przygód niebieskiej ryby? Poza tym, że w oceanie ciemnym jak kosmos żyją stwory równie paskudne co ósmy pasażer Nostromo? Może pani Sigourney nie ma takiego dorobku co nasza Czubówna, ale zdarza się jej być lektorem w filmach przyrodniczych, chociażby w "ACID TEST: The Global Challenge of Ocean Acidification" czy amerykańskich wydaniach serii BBC "The Blue Planet" i "Planet Earth". Była także narratorem multimedialnego pokazu "Fragile Planet" w planetarium należącym do Kalifornijskiej Akademii Nauk, a w wolnym czasie mocno angażuje się w ochronę przyrody. Widać też po prostu miło się z nią współpracuje - Andrew Stanton, reżyser "Gdzie jest Dory?", jest odpowiedzialny także za film "WALL-E", w którym Weaver podłożyła głos komputerowi pokładowemu.

W gdziejestnemowym uniwersum minął zaledwie rok, ale od premiery pierwszego filmu - 13 lat. Siłą rzeczy, trzeba było znaleźć zastępstwo dla dziecięcych aktorów, którzy zdążyli chwilę temu przejść mutację. I tak obecnie dwudziestodwuletniego Alexandra Goulda zastąpił Hayden Rolence, lat 12. Mimo to, mamy okazję usłyszeć były głos Nemo w kontynuacji - Gould wypowiada dosłownie kilka linijek jako współpasażer instytutowej ciężarówki. Ekipa odpowiedzialna za polski dubbing poszła w ślady oryginału i ściągnęła do studio Kajetana Lewandowskiego. W drugiej części Nemo przemawia głosem Karola Kwiatkowskiego, dubbingowego debiutanta.
Wiele osób mogło zauważyć, że nastąpiła zmiana w przypadku ojca Nemo, Marlina. Niestety, Krzysztof Globisz z powodu złego stanu zdrowia nie był w stanie wziąć udziału w nagraniu. Zastąpił go Rafał Sisicki, który podkładał także głos ojcu Judy, Stu, w "Zwierzogrodzie".

Nagranie pokazujące część amerykańskiej obsady przy podkładaniu głosów. 


Lesbijki?? W filmie dla dzieci???

Drugi trailer, przez kilka sekund pojawiają się dwie kobiety z dzieckiem. Jedna z nich próbuje włożyć butelkę ze smokiem do dziecięcego wózka i odskakuje zaskoczona tym, co tam znajduje. Internet dodał dwa do dwóch i twittera zalała plota o pierwszej lesbijskiej parze Disneya, a z twittera rozlało się na portale internetowe, które chętnie podchwyciły temat. Końcem końców okazało się, że to tylko niefortunny w swojej skrótowości dobór scen - w filmie ani wózek, ani dzieciak nie należy do kobiet, które przy takiej małej ilości danych mogą być w dowolnej relacji. Siostry? Kuzynki? Żony? Przyjaciółki? Pierwsza randka w ciemno? Przypadkowe nieznajome? Kumpele z łóżkowym bonusem? A jak wam się tam widzi - twórcy zapytani o konkret odpisali, że "nie ma dobrej ani złej odpowiedzi" oraz "nigdy ich o to nie pytaliśmy". Wydaje się to uczciwe postawienie sprawy, zwłaszcza, że temat pojawił się zupełnie przypadkiem. Mimo to, wiele osób było rozczarowanych tym, że "Disney znowu chowa głowę w piasek".

Choć plota wywoływała generalnie entuzjazm, sporo osób było dość niezadowolonych z potencjalnej obecności TAKICH osób w filmie - na tyle, że zapowiadano bojkot. 

I na koniec kilka płotek.
1. Kilkakrotnie zmieniał się początek filmu. Długo utrzymywała się wersja, w której Dory miała pływać przez sen, mamrocząc info o rodzicach i końcem końców odpłynąć nocą w siną dal. Scena z lunatykowaniem została wykorzystana w jednym z trailerów.
Innym pomysłem był Dzień Rodzica w podwodnej szkole - Dory, obserwując tulące się do rodzicieli dzieciaki, miała zatęsknić za rodziną i przypomnieć sobie kilka szczegółów mających pomóc w poszukiwaniach.

2. "Nie no, serio, zapominam wszystko, co usłyszę! Mam to po tatusiu. O ile dobrze pamiętam...", mówi Dory przy pierwszym spotkaniu z Marlinem i na tej kwestii twórcy planowali oprzeć historię. Amnezja miała być w rodzinie Dory dziedziczna i mieli cierpieć na nią także jej rodzice. Pomysł trzymał się dość długo, aż w końcu scenarzyści stwierdzili, że pisanie dialogów dla aż TRZECH postaci cierpiących na brak pamięci krótkotrwałej jest zbyt frustrujące i pomysł wylądował w koszu.

3. Pierwszoczęściowy Tank Gang miał odegrać znacznie większą rolę. W pierwotnym zamyśle po rozłączeniu się z Dory Marlin miał przypadkiem natknąć się na Idola i ekipę, po czym z ich pomocą włamać na kuter i z map odczytać kierunek dalszej podróży.

Storyboarding autorstwa Matta Jonesa

4. Hank miał być uzależniony od ostrego sosu. Nie wiem, dlaczego ten pomysł się pojawił, nie wiem, dlaczego ten pomysł wyleciał, nie wiem, czy założona kilka lat temu firma "Hank Sauce" produkująca ostre sosy do owoców morza ma coś z tym wspólnego, ale zachowało się sporo concept artów z tym pomysłem.



5. Język nawaho jest największym językiem autochtonicznym Ameryki Północnej, co nie znaczy, że nie wymierającym i trzeba chwytać się różnych sposobów, by zachęcić młode pokolenie do jego utrzymania. "Gdzie jest Nemo?" jest drugim filmem o zasięgu światowym, który ukazał się z dubbingiem w nawaho (pierwszym był "Star Wars: Nowa Nadzieja", przetłumaczony w 2003 roku). Większość aktorów nie miało żadnego doświadczenia w tym temacie, a nagrania trwały ponad rok - w końcu "Nemo Hádéést'į́į́'" można było obejrzeć za darmo z dwa miesiące temu w kilku wybranych stanach USA. Disney chętnie przystąpił do projektu, a twórcy Nemo brali czynny udział przy jego realizacji, więc kto wie - może i "Gdzie jest Dory?" niedługo będzie można usłyszeć w navajo?

[Na chwilę obecną - to wszystko. Notka zostanie uaktualniona po wydaniu filmu na Blu-Rayu.]

Z wyrazami szacunku
Kazik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz